6,5 miliona – tylu ludzi rokrocznie umiera na świecie z powodu udaru mózgu. Dla porównania, do tej pory na COVID-19 zmarło ok. 300 tys. osób, czyli o 96% mniej. Tymczasem, jak pokazują badania, osób hospitalizowanych z objawami udaru mózgu w czasie pandemii jest mniej, niż przed jej wybuchem. Nie dlatego, że przestali chorować, a dlatego że zaczęli odwlekać wizyty w szpitalu.
Badanie opublikowane przez World Stroke Organization nie pozostawia złudzeń – w sposób gwałtowny spadła liczba osób hospitalizowanych z powodu udaru mózgu w czasie pandemii koronawirusa. Taka sytuacja ma miejsce m.in. w Chile, Kolumbii, Iranie, Grecji, Anglii, Belgii czy we Włoszech, gdzie wcześniej – przed wybuchem pandemii – odsetek zachorowań wynosił od 60 do nawet 80%! Podobne wnioski płyną z różnych zakątków świata. Lekarze w Chicago i Dallas alarmują, że o 30% spadł ogół przyjęć, a w Waszyngtonie i Szanghaju mówi się o szacunkowej, 50% redukcji liczby pacjentów poddawanych trombektomii mechanicznej, będącej jedną z kluczowych procedur ratujących życie w udarze niedokrwiennym mózgu.
Udar mózgu w czasie pandemii w Polsce
Zapytaliśmy dr Adama Hirschfelda, lekarza pracującego na oddziale neurologicznym i udarowym w Poznaniu. Zgodnie z jego opinią w naszym kraju doświadczamy bardzo podobnej sytuacji, choć brakuje nam dokładnych danych: – Z obserwacji wynika, że zdecydowanie spadła liczba osób zgłaszających się na oddział z objawami udaru niedokrwiennego mózgu. Mówię o obserwacjach, ponieważ w Polsce nie są prowadzone dokładne statystyki ani bieżąca sprawozdawczość zachorowań. Istnieją rejestry monitorujące jakość opieki nad chorymi z udarem, jak na przykład Registry for Stroke Care Quality (RES-Q), ale uczestnictwo w nich jest dobrowolne, przez co dane nie są miarodajne – tłumaczy dr Adam Hirschfeld.
W całej Polsce szpitale odnotowują spadek liczby osób zgłaszających się po pomoc. W maju o tym fakcie informowało Centrum Chorób Serca we Wrocławiu, które przyjmuje trzykrotnie mniejszą liczbę pacjentów trafiających do szpitala w stanie nagłym. Czym jest to powodowane? Wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w sporej części przypadków wiąże się to z obawami zakażenia się wirusem SARS-CoV-2. – Wiele osób woli przeczekać początkowe objawy, licząc że sytuacja ulegnie poprawie w sposób samoistny. Pacjenci mogą być też zniechęceni spadkiem dostępności do niektórych świadczeń z uwagi na zaostrzenie rygoru sanitarnego. Poza tym zdarza się, że szpitale działając profilaktycznie, wymagają dodatkowych badań u pacjentów, mimo że nie prezentują oni żadnych objawów mogących świadczyć o infekcji – dodaje dr Hirschfeld.
Nowoczesne terapie dla pacjentów z udarami mózgu
Co najważniejsze, nadal dysponujemy wszystkimi dotychczasowymi metodami leczenia. Poza tym na przestrzeni ostatnich tygodni pojawiły się pierwsze, zagraniczne propozycje algorytmu postępowania z pacjentami z udarem mózgu, które mają usprawnić procesy terapeutyczne. Również od niedawna dostępną w naszym kraju procedurę trombektomii mechanicznej można przeprowadzić niezależnie od tego, czy chory jest zarażony wirusem SARS-CoV-2, czy też nie. Oczywiście zachowując należyte środki bezpieczeństwa. Takie wnioski pojawiły się w ostatnich tygodniach w zagranicznych publikacjach, m.in. w czasopiśmie Stroke wydawanym przez American Heart Association.
Na koniec pamiętajmy, że w przypadku pacjentów z udarem mózgu liczy się każda minuta, ponieważ interwencje ratujące życie mają ograniczoną czasem skuteczność. Dlatego w przypadku wystąpienia nagłych zaburzeń mowy, asymetrii twarzy czy osłabienia siły mięśniowej którejś z kończyn należy dążyć do niezwłocznego kontaktu z lekarzem! – Standardowo 4,5 godziny od początku objawów to czas, w którym można realnie choremu pomóc – podsumowuje dr Hirschfeld.
Źródła:
https://journals.sagepub.com/doi/10.1177/1747493020923472
https://www.medscape.com/viewarticle/928337
https://utswmed.org/medblog/covid19-stroke-volume-decrease
https://www.ahajournals.org/doi/abs/10.1161/STROKEAHA.120.029863